So I am a girly man.
Jakiś czas temu niejaka Marsi poleciła mi serię książek o wampirach- Twilight (Zmierzch).
Szybki research przeprowadzony na google i jeden zwiastun filmowy później byłem przekonany, że to dość marne romansidło dla emo dziewczynek. Ale jako, że 1. W trakcie pracy lubię słuchać audiobooków i 2. Nie lubię potępiania książek bez przeczytania (to do was, przeciwnicy Pottera), zaopatrzyłem się w cały pierwszy tom w formie dźwiękowej.
Kilka dni (i kilkanaście godzin słuchania) później już wiedziałem- Twilight rzeczywiście jest marnym romansidłem dla emo dziewczynek. Prawdopodobnie każda negatywna recenzja do znalezienia w internecie jest trafna, zarówno te filmów jak i książek.
Co nie za bardzo tłumaczy, dlaczego trochę ponad tydzień później mam już za sobą przesłuchane wszystkie 4 książki i obejrzany film (i zatracony na zawsze szacunek do samego siebie).
Porównania serii do Harry’ego Pottera są całkiem uzasadnione. Nie tylko dlatego, że główna bohaterka, która poznaje inny, magiczny i straszny świat ukryty przed oczami zwykłych śmiertelników również jest nieprzystosowaną i nieakceptowaną dziewczynką po rozpadzie rodziny. Co poza tym oczywistym faktem je łączy?
1. Obie serie mają ten niewytłumaczalny pierwiastek, który każe czytać dalej niezależnie od tego, jak się człowiek przy tym męczy (a przy Twilight można się miejscami potężnie namęczyć, bo wzdychania i płakania tam sporo).
2. Obie serie mają po kilka naprawdę dobrych, solidnych pomysłów i funkcjonujący, wiarygodny świat.
3. Jedna z nich jest o magach i smokach, druga o wampirach i wilkołakach. Come on.
4. Uzależniają. I w przypadku Twilight człowiek nie jest w stanie powiedzieć dlaczego.
Słowo końcowe- trudno Zmierzch z czystym sumieniem polecić. Każda nastolatka z odrobiną emo w głowie łyknie to bez popijania, część starszych osób może w tym znaleźć coś dla siebie zgrzytając zębami od czasu do czasu. Wielbiciele Świata Mroku i Anne Rice mogą docenić ciekawy system działania wampirów i wilkołaków (chociaż nie tak szczegółowy jak w ŚM).
Bardzo łatwo jest odradzić: osobom ceniącym nade wszystko bogaty styl, inteligentną konstrukcję historii i oryginalnych bohaterów, osobom lubiącym dużo szybkiej akcji i właściwie wszystkim facetom. Ale są wyjątki.
Film moim zdaniem zmienia kilka szczegółów i psuje wszystkie dialogi, ale całkiem nieźle oddaje atmosferę powieści i zawiera przecudną Ashley Greene w roli Alice. Mniam.